największy obszar chroniony na świecie. Jego powierzchnia
wynosi 14763 km2. Został objęty ochroną w 1929 r., a w 1951 r. uzyskał status
parku narodowego. Inicjatorem założenie parku był niemiecki zoolog Bernhard
Grzimek. Park wpisany jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Przez nieskończoną równinę wędrują olbrzymie stada zwierząt.
Każdego roku pokonują wiele setek kilometrów z północnych wzgórz na południowe
równiny i z powrotem.
Tysiące zwierząt, hektary ziemi. Nasza ekipa wyruszyła
rankiem, żeby móc zobaczyć budzącą się do życia przyrodę.


Już na samym początku naszego safari spotkaliśmy słonia.
Niestety chyba nie lubi paparazzich i schował się przed naszymi aparatami zanim
zdążyliśmy je włączyć.


Potem kolejne zwierzęta: pawiany, gazele, zebry, bawoły,
żyrafy, dzikie świnki (znane z Króla Lwa - pumby). Niektóre zwierzęta
przyglądały nam się i pewnie stwierdzały: kolejni ciekawscy; inne nie zwracały
na nas uwagi oddając się codziennym czynnościom takim jak; jedzenie, leżenie...
Można było zaobserwować troskę matki o dziecko, ochronę jego, chociaż nie
zawsze się to udaje.

Złożyliśmy wizytę nad sadzawką, w której mieszkają furczące
hipopotamy i krokodyle. Oczywiście, podeszłam jak najbliżej się dało.
Przewodnik jednak ostudził mój zapał sprawdzenia jeszcze jednej sadzawki. Nie
powstrzymała mnie jednak chęć wejścia na most wiszący - będący nad tą samą
rzeką - ale troszeczkę dalej.


Naszym marzeniem było zobaczenie lwów, co zdarza się
niezwykle rzadko. W naszym samochodzie można było usłyszeć szept: simba, simba.
I simba się pokazała - a jakże i to od razu 5. Leżały, odpoczywając sobie w
cieniu drzewa. Kiedy to już nasze oczy nacieszyły się widokiem tych
majestatycznych kotów, zapragnęliśmy więcej. W końcu apetyt rośnie w miarę
jedzenia...


Teraz chcieliśmy inne kotowate. I prawie już nam się udaje,
ponieważ na jednym z drzew "wisi" gazela. To znak, że przedstawiciel
drapieżników jest, gdzieś w pobliżu. Jednak postanawiamy nie czekać, tylko
szukać dalej. I owszem.


Po pewnym czasie mamy geparda, a raczej dwa. Jeden siedzi,
drugi leży pod drzewem. Oczywiście aparaty i robimy zdjęcie. Nagle ten siedzący
podnosi się i zaczyna się zbliżać do naszego samochodu. Czyżby przeszkadzało mu
klikanie aparatów. A skąd... Po drugiej stronie drogi wypatrzył gazelę.
Rozpędził się, po chwili dołączył jego towarzysz, i złapali jedną z nich. Pokaz
natury na naszych oczach. Był to National Geographic na żywo.


Jedziemy dalej... Naszym oczom ukazuje się kolejny kotowaty, tym razem lampart. Również swa, ale jeden jest mało towarzyski...
Sesja poobiednia więc znowu czas dla robiących fotki.


Wracając spotykamy
geparda, który zakończył swój obiad, ale pokazu ciąg dalszy, tym razem
nieudany. Próbował upolować - coś podobnego do królika...
W drodze powrotnej zatrzymujemy się na chwilkę w miejscu do
tego przystosowanym...


Trafiam na świstaki... i wbrew opinii, nie zawijały w te
sreberka, ale tylko siedziały, za to kontrolując każdy mój ruch.
Oczywiście nie można zapomnieć o pięknych kolorowych
ptakach. Parę zdjęć udało się zrobić, ale to nie oddaje tego podrywu do lotu...


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będziemy wdzięczni za Twój komentarz. Pamiętaj, że każdą myśl możesz wyrazić w sposób kulturalny, jeśli tylko tego zechcesz.